wtorek, 7 grudnia 2021

Outsider - Stephen King

Tytuł: Outsider
Tytuł oryginału: The Outsider
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Pierwsze wydanie: 2018
Liczba stron: 638
Rodzaj: thriller, kryminał, horror

Nie było ani śladu zapachu, który czuła (a przynajmniej wydawało się jej, że czuje) na cmentarzu, ale nie wątpiła, że outsider odwiedził to miejsce jakiś czas po odnalezieniu ciała Amber i Jolene, żeby delektować się rozpaczą pielgrzymujących do tego prowizorycznego sanktuarium jak dobrym starym burgundem. A także podnieceniem tych – wielu ich nie było, ale kilku na pewno się znalazło, tacy zawsze się znajdowali – którzy przyszyli wyobrazić sobie, jak by to było zrobić coś takiego, co spotkało siostry Howard, i słuchać ich krzyków.


Było to moje pierwsze spotkanie w formie pisanej z klasykiem takim, jakim jest King. Do tej pory oglądałam tylko ekranizację jego „Smętarza dla zwierzaków”. „Outsidera” natomiast poleciła mi znajoma osoba i, cóż, postanowiłam zaryzykować. I wcale się nie zawiodłam.
W zalesionym terenie Flint City zostaje odnalezione zmasakrowane ciało małego chłopca, który nie tylko był poturbowany, ale również i zgwałcony, a w dodatku brakowało kilku fragmentów jego ciała, zupełnie jakby morderca nie tylko odgryzł, ale sam je… zjadł. Wszystkie zeznania świadków, dowody oraz odciski palców wskazują na uwielbianego przez miasto, pomocnego trenera – Terry’ego Maitlanda – cieszącym się zgoła innym wizerunkiem w oczach mieszkańców, którzy powierzali mu pod opiekę własne dzieci. Prowadzący sprawę detektyw Ralph Anderson decyduje się na ryzykowny i może nie do końca zgodny z procedurami krok, ale wiedziony niezbitymi dowodami, oraz osobistymi pobudkami decyduje się na aresztowanie sprawcy publicznie, podczas meczu, na oczach niemalże całego miasta. Sprawa jednak zaczyna się komplikować, kiedy okazuje się, iż Terry również ma solidne dowody, a także świadków na to, że w momencie popełnienia zbrodni nie było go we Flint City. A jednak ci, którzy widzieli w tym czasie zakrwawionego mężczyznę, nie zawahali się ani na sekundę, wskazując jego jako sprawcę, który nie tylko miał pomóc małemu chłopcu z rowerem, ale później pokazał się publicznie, nie tylko zalany krwią, ale także porzucający kradzione samochody, którymi uprowadził chłopca. Kiedy sprawa wydaje się beznadziejna i rozpoczyna się przepychanka oraz walka o własny interes, okazuje się, że rozwiązanie znajduje się tam, gdzie zwyczajny człowiek nie pomyślałby, żeby go szukać. Wszechświat jednak faktycznie nie ma końca.
Jeszcze pisząc tę recenzję, nie opuszcza mnie dziwne poczucie zagrożenia, zaszczucia, a przede wszystkim – klimatu, jaki stworzył w książce King. Chociaż historia zaczyna się od klasycznego śledztwa, w dodatku niezwykle interesującego, a także nietypowego już od pierwszych stron, później sprawy przybierają zupełnie inny obrót. Poniekąd żałowałam, że nie pozostaliśmy na poziomie zwykłego kryminału – przestępca podkładający ślady DNA i zmieniający twarze jak rękawiczki wydawałby się materiałem na bardzo dobrego antagonistę – jednak szybko przypomniałam sobie, że przecież czytam Stephena Kinga, który uwielbia wątki paranormalne. I tutaj można się go spodziewać.
Na świecie istnieje bardzo wiele legend o nadprzyrodzonych stworzeniach. Wszyscy znamy wilkołaki, wampiry, coraz lepiej zaprzyjaźniamy się ze strzygami czy południcami – King natomiast sięga po mniej znaną, meksykańską legendę i wykorzystuje nie tylko jej potencjał, ale sam fakt, iż wie o niej zaledwie małe grono osób, oraz naturalne powątpiewanie ludzi w istnienie czegokolwiek więcej niż namacalny świat, z którym stykają się na co dzień. To wręcz niewiarygodne, jak poprzez postać Holly, jedynej, która była w stanie uwierzyć w niemożliwe, sprawa nabiera tempa, tajemnica się wyjaśnia, a na światło dzienne zaczynają wychodzić mroczne sekrety zaszyte w najgłębszych jaskiniach i porzuconych, ciemnych budynkach.
Nie jestem pewna, czy głównego protagonistę – Ralpha Andersona – da się lubić. Od samego początku o wiele bardziej lubiłam oskarżonego Terry’ego Maitlanda… Nie jestem pewna, czy którąkolwiek z postaci da się tutaj darzyć większą lub mniejszą sympatią. Według mnie są wykreowane dobrze, każda ma własne życie, każda ma swój cel, ale żeby którakolwiek wyróżniała się czymś, żeby przypadła do gustu i można jej było z czystym sercem kibicować do końca – nie powiedziałabym. Po prostu protagonistom kibicuje się odrobinę bardziej, antagonistom odrobinę mniej, ale po utracie kilku głównych bohaterów nie odczuwa się wielkiego zawodu, a fakt ten przyjmuje się z większą lub mniejszą obojętnością.
Książkę więc czyta się nie dla bohaterów, ale dla fabuły. King naprawdę doskonale radzi sobie ze stworzeniem klimatu, najpierw zasiewając tajemnicę i rzucając nam kilka sprzecznych faktów, które nie mieszczą nam się w głowie, a dopiero potem delikatnie podsuwa sugestię, że rozwiązanie wcale nie musi być oczywiste, a tym bardziej należące do tego świata. Chociaż, jak na przeciętnego człowieka przystało, Ralph początkowo (i przez bardzo długi czas później) odrzuca tę wizję, King delikatnie pociąga za sznureczki, odsłaniając kolejne sekrety, a przy tym igrając z umysłami czytelników, serwując im kolejną parę sprzecznych, a nawet niewygodnych faktów rodem z koszmarów i horrorów.
Według mnie książka jest świetna i warta przeczytania. Minusem są dla mnie bohaterowie, ale akcja, fabuła, cała intryga, a przede wszystkim – klimat – sprawiają, że czyta się od samego początku z zapartym tchem. Nie pamiętam już, która książka mnie trzymała w napięciu od samego początku i sprawiała, że nie mogłam się doczekać, aż tylko wrócę do czytania, bo chcę się dowiedzieć, co będzie dalej.

Cytaty warte wyszczególnienia:

Ludzie to w gruncie rzeczy zwierzęta, uświadomił sobie. Nawet kiedy umiera ci matka i młodszy braciszek, musisz jeść i wysrywać to, co zjadłeś. Organizm się tego domaga.

Gdy zanika filtr umysłu, razem z nim przepada zdolność postrzegania szerszego obrazu. Nie ma lasu, tylko drzewa. W skrajnym przypadku nie ma nawet drzew. Jest tylko kora.

Wierzę jednak w gwiazdy i nieskończoność wszechświata. To jest owo wielkie Nieznane. Wierzę, że tu, na Ziemi, całe wszechświaty istnieją w każdej garści piasku, bo nieskończoność działa w obie strony. Wierzę, że za każdą myślą, której jestem świadoma, kryje się tuzin innych. Wierzę w moją świadomość i podświadomość, choć nie wiem, co to takiego.

Młyny sprawiedliwości mielą powoli, ale dokładnie i na miałko.

Taka często jest prawda, pomyślał – jak rozmazany krąg światła za chmurami. Czasami przez nie przebija; czasem chmury gęstnieją i światło zupełnie znika.

Pieniądze nie są lekarstwem na smutek, pomyślał Alec, ale pozwalają przeżywać żałobę we własnym komforcie.

Tragedia, jak odra, świnka czy różyczka, jest zaraźliwa. Tym, co ją odróżnia od tych chorób, jest brak szczepionki.

Człowiek robi, co może – czy chodzi o stawianie przewróconych nagrobków, czy o próbę przekonania mężczyzn i kobiet żyjących w dwudziestym pierwszym wieku, że na świecie są potwory, a ich największą siłą jest niechęć racjonalnie myślących ludzi do tego, żeby w nie uwierzyć.

Niesamowite, jak łatwo, będąc w trzewiach ziemi, uwierzyć w coś, co przedtem wydawało się nie tylko niemożliwe, ale wręcz śmiechu warte.

Ludzie są ślepi na wytłumaczenia niezgodne z ich obrazem rzeczywistości.

Sny to nasze połączenie ze światem niewidzialnym, tak uważam.

Ludzie bardzo starzy i bardzo młodzi zawsze widzą najwyraźniej.

Rzeczywistość to cienki lód, po którym jednak większość ludzi ślizga się przez całe życie, ani razu, do samego końca, pod niego nie wpadając.
Szablon wykonany przez drama queen. Obsługiwane przez usługę Blogger.