Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura skandynawska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura skandynawska. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 2 sierpnia 2021

Wierny czytelnik - Max Seeck

Tytuł: Wierny czytelnik
Tytuł oryginału: Uskollinen lukija
Autor: Max Seeck
Wydawnictwo: Sonia Draga
Pierwsze wydanie: 2019 / w Polsce: 2021
Liczba stron: 440
Cykl: Jessica Niemi
Rodzaj: kryminał, thriller
[...] sprawca nie zostanie złapany. Nie tej nocy. Wzdycha głęboko i czuje przeszywający ból w plecach. Potem wkłada rękę do kieszeni kurtki i ponownie podnosi telefon do ucha.
— Erne?
— Do kurwy, Jessica! Myślałem już, że…
— Spieprzyłam sprawę, Erne.
Jessica słyszy głos przełożonego, jednak jej umysł wskoczył już na pędzącą karuzelę. [...] Mężczyzna, który wyczarował na martwej twarzy Marii Koponen uśmiech, może właśnie obserwuje ich z otchłani ciemności. Nigdzie go nie widać. Mimo to jest wszędzie.

Kiedy na miejsce zbrodni dociera policja, nikt nie potrafi uwierzyć w malujący się przed nimi widok. Siedząca u szczytu stołu, w długiej, czarnej sukni, piękna kobieta o twarzy zastygłej w dzikim, euforycznym wręcz uśmiechu – Maria Koponen, żona sławnego pisarza, Rogera Koponena, została zamordowana w tajemniczy sposób we własnym domu. Brak śladów włamania świadczył o tym, że ofiara musiała doskonale znać sprawcę, a dziwny nastrój powodowany przez utwór puszczony z winylowej płyty skłania Jessicę Niemi, która ma przejąć sprawę jako główny śledczy, do dodatkowych przemyśleń – sprawca jeszcze w chwili, w której policjanci przeczesywali teren, był w domu i wymknął im się niepostrzeżenie.
Sprawa okazuje się o wiele bardziej skomplikowana, kiedy wieści o śmierci żony docierają do Roberta Koponena, uczestniczącego w spotkaniu z fanami w innym mieście. Gdy zostają mu wyjawione szczegóły śmierci jego żony, okazuje się, że Maria nie była jedyną ofiarą. Pod lodem jeziora przy domu Koponenów znaleziono drugą kobietę – równie piękną, równie ciemnowłosą i równie ubraną w czarną, wieczorową suknię. Naprowadzeni przez pisarza policjanci odnajdują bardzo wyraźne powiązanie między ofiarami a morderstwami opisanymi w książce Koponena. I spodziewają się, że niebawem znajdą znacznie więcej ciał…
Chociaż przyznam szczerze, że bardzo długo zbierałam się do przeczytania tej książki i odstawiałam ją kilkakrotnie w trakcie czytania, to był to zabieg kompletnie nieuzasadniony. Szumny napis wołający z okładki „Fiński kryminał, który zachwycił amerykańskich czytelników! Prawa sprzedano do 38 państw, a Hollywood przygotowuje ekranizację!” jest jak najbardziej na miejscu. „Wierny czytelnik” może zdecydowanie zaliczać się do hitów gatunku kryminału z półwyspu skandynawskiego.
Moim personalnym zarzutem wobec książki może być jedynie senny nastrój, dość charakterystyczny w tym przypadku, oraz dość niewielkie nakreślenie osobowości głównych bohaterów. Nazwisk jest naprawdę wiele i trudno jest je wszystkie zapamiętać – jednakże, mimo wszystko, kojarzy się imiona ekipy zajmującej się śledztwem. Ogromnym plusem jest pędząca od samego początku do samego końca fabuła, trzymająca nieustannie w napięciu. Prowadzona sprawa zdaje się tak dziwna, nielogiczna i momentami wręcz absurdalna, że nie jest się w stanie oderwać od stronic książek, aby tylko zrozumieć, jak do tego wszystkiego doszło. A wytłumaczenie jest jak najbardziej satysfakcjonujące oraz nieprzewidywalne! Rozwiązanie tej kryminalnej zagadki absolutnie mnie zaskoczyło, a sprawcy wręcz nie da się zidentyfikować aż do samego końca. Autor nieraz wywiódł mnie sprytnie w pole, aby zaserwować na koniec prawdziwą bombę. Warto było!
Pomiędzy fabułą śledztwa przeplatają się rozdziały z przeszłości Jessici, które z początku okrutnie monotonne i, zdawałoby się, przedstawione kompletnie bez powodu, z czasem zaczynają nabierać tempa i odsłaniać znacznie więcej mrocznej przeszłości policjantki – podobnie jak cała sprawa tajemniczych morderstw.
I chociaż najczęściej w swoich recenzjach przeprowadzam także analizę psychologiczną postaci, tak tutaj nie będę w stanie. Jedyny wątek obyczajowy dotyczy głównej bohaterki, która, w moim odczuciu, nie jest akurat najbardziej lubianą postacią. Z czasem o wiele bardziej sympatyzuje się z Niną, Ernem, lub też mającym okrutne braki w higienie osobistej Rasmusem – acz i tutaj jakakolwiek więź następuje dopiero pod koniec całej powieści.
Czy to znaczy, że czyta się ciężko? Absolutnie nie! Autor ma niebywały talent do przytrzymywania czytelnika przy fabule i zaciekawienia go samym tokiem wydarzeń, bez dodatkowych, obyczajowych smaczków. I osobiście – wcale nie dziwię się, że Hollywood wykupiło prawa do ekranizacji. Będąc absolutnie szczerą – będę na nią czekała z niecierpliwością.
Polecam książkę każdemu, kto lubi dobrą intrygę i niebanalne zagadki. Oraz wywodzenie przez autora w pole i efekty zaskoczenia. Nie będziecie zawiedzeni!

Cytaty warte wyszczególnienia:

Mało kto pomyśli o tym, że muzycy i pisarze wykonują bardzo podobną pracę – to samo gówno w innym opakowaniu – ale tylko pierwsi sprawiają, że kobiety w średnim wieku rzucają majtki na scenę. A mimo to ludzie przychodzą dla pisarzy.

Wierzę, że na papierze zawsze pojawia się coś z samego pisarza. Przecież siłą rzeczy opisuje się to, o czym coś się wie albo wydaje się, że wie. Obawy; nadzieje, traumy, niezrobione lub z drugiej strony zbyt łatwo zrobione rzeczy…

— Czy boi się pan tego, o czym pisze?
— Dlaczego miałbym się bać mojej własnej fikcji?
— Ponieważ prawda jest bardziej zdumiewająca niż fikcja.

[…] z umarłych emanuje zawsze jakaś dziwna ostateczność, coś, co jest prawie niemożliwe do naśladowania.

Winston Churchill powiedział kiedyś podobno, że najlepszym argumentem przeciwko demokracji jest krótka rozmowa z przeciętnym wyborcą. Teraz drugą część zdania można zastąpić sformułowaniem: „zerknięcie na komentarze w mediach społecznościowych”.

Zadawanie ważnych pytań to naprawdę sztuka; na początku romansu ciekawość może wydawać się natrętna i przedwczesna, lecz po kilku dniach odurzenia stawka jest już tak wysoka, że bardzo ostrożnie dobiera się słowa.

Z pisarzami zabawne jest to, że jeśli twarz nie pojawiała się w telewizji […], Nikt nie rozpoznaje twórcy.

Heretycy, niewierni, podludzie, czarownice, czarodzieje. Wytykane za pomocą propagandy narody i grupy ludzi, którym pochodzenie, wygląd, religia lub ideologia zgotowały makabryczny i całkowicie niesprawiedliwy los. Skale ludobójstwa i pojedynczych przypadków zbrodni są oczywiście zupełnie różne, ale psychologiczny wpływ na społeczeństwo grasujących na wolności seryjnych morderców może odpowiadać prześladowaniom na dużą skalę. Bycie ściganym wywołuje w ludziach niepewność i strach, zmusza ich do ukrywania własnej tożsamości. Sprawia, że uciekają, szukają schronienia i mają nadzieję, że pewnego dnia sytuacja wróci do normy.

Świat jest złym miejscem. […] Świat jest zimny. Musisz być na tyle odważna, by wyjaśniać zawsze to, co dla ciebie powinno być jasne. Nie można siedzieć jak mysz pod miotłą.

Wierzę mianowicie, że każdy z nas jest pisarzem własnego życia. Codziennie piszemy swoją historię, po prostu ją przeżywając. Widząc, słysząc, doświadczając, popełniając błędy i miejmy nadzieję, ucząc się na nich. Historie niektórych budzą podziw i zazdrość, podczas gdy innych litość, a nawet odrazę. Istnieje nieskończona liczba gustów literackich, podobnie jak krytyków, którzy stawiają sobie za cel ocenianie sposobu, w jaki inni piszą swoje życie. Myślę, że moja książka nie musi być wielkim hitem. Krytycy mogą myśleć o niej, co chcą. Moja historia nie musi dotrzeć do dziesiątek, setek lub tysięcy ludzi. Mała publiczność jest nawet lepsza, nie chcę bowiem, żeby moja książka była uważana za miałką lub pustą tylko dlatego, że jej czytelnik nie zna mnie wystarczająco dobrze. Dlatego w tym przypadku, podobnie jak w wielu innych sprawach, jakość jest ważniejsza niż ilość. Chcę, aby ten, kto otwiera moją książkę, doceniał i szanował jej autorkę bez względu na treść. Chcę, aby prosił o możliwość dalszego czytania także wtedy, kiedy nie będzie już nic więcej do opowiedzenia. Chcę czytelnika, który będzie wierny mojemu tekstowi.

sobota, 20 lutego 2021

Księżniczka z lodu - Camilla Läckberg

Tytuł: Księżniczka z lodu
Tytuł oryginału: Isprinsessan
Autor: Camilla Läckberg
Wydawnictwo: Czarna Owca
Pierwsze wydanie: 2003 / w Polsce: 2019
Liczba stron: 424
Cykl: Saga o Fjällbace
Rodzaj: kryminał, literatura obyczajowa
Dom był pusty, opuszczony. Ze wszystkich kątów wiało chłodem. W wannie utworzyła się cienka warstewka lodu. Ciało nabierało sinawej barwy.
Przywodziła mu na myśl księżniczkę. Księżniczkę z lodu.
Właściwie nie czuł zimna, choć siedział na podłodze. Wyciągnął rękę i lekko jej dotknął.
Krew na przegubach dawno zastygła.
Przepełniała go miłość do niej, najsilniejsza niż kiedykolwiek. Pogłaskał ją po ramieniu, jakby chciał dotknąć duszy, która opuściła już ciało.
Odchodząc, nie obejrzał się za siebie. Nie było to „żegnaj”, lecz „do zobaczenia”.

Kiedy w sennym i spokojnym szwedzkim miasteczku Fjällbacka zostaje znaleziona w wannie martwa Alexandra Wijkner, staje się natychmiastową sensacją. Chociaż wszystko wskazuje na to, że popełniła samobójstwo, jej matka nie chce w to uwierzyć. Prosi jej dawną przyjaciółkę z dzieciństwa, Erikę Falck, która jako jedna z pierwszych znalazła ciało dziewczyny, aby napisała o niej wspomnienie do gazety – i przy tym dowiedziała się czegoś więcej na temat okoliczności jej śmierci. Dość szybko wychodzi na jaw, iż Alexandra została zamordowana, a w sprawę angażuje się także funkcjonariusz lokalnej policji – Patrik Hedström, kolega ze szkolnych czasów Eriki. I chociaż przez bardzo długi czas dochodzenie zdaje się stać w miejscu, z czasem zaczynają wychodzić mroczne tajemnice, które zostały wcześniej przemilczane.
Tak naprawdę nie wiem, co powiedzieć o tej książce. Kupiłam ją, zachęcona pochwałami sypiącymi się wobec szwedzkich kryminałów, a opis autorki szumnie wybrzmiewający z okładki „jedna z najciekawszych szwedzkich pisarek, uznawana za mistrzynię skandynawskiego kryminału” potwierdził, że mój wybór będzie słuszny. Z jakiegoś powodu ciągle odkładałam zabranie się za tę książkę „na później”, a kiedy w końcu się do niej zebrałam, zrozumiałam, że moje własne przeczucia jednak były słuszne.
Przebrnięcie przez ponad połowę tej książki było istną drogą przez mękę. Czułam się tak, jakbym czytała szkolną lekturę, tylko trochę ciekawszą, gdzie po kilku zdaniach łapię się, że patrzenie w ścianę jest bardziej interesujące od śledzenia kolejnych losów bohaterów. Mimo to chciałam dać autorce szansę, że rozkręci jeszcze fabułę, ale po pewnym czasie straciłam już na to nadzieję. Pierwsze trzysta stron było istnym crescendo frustracji i zastanawianiem się, czy czytanie tej książki w ogóle ma sens. Każde kolejne zdanie, strona i rozdział zdawały się obniżać moją ocenę wobec niej – od szóstki spadła wręcz aż do trójki. I tak naprawdę dopiero ostatnie sto dwadzieścia stron uratowało tę książkę na tyle, że moje wrażenie pozostało w okolicach czwórki. Na dziesięć punktów.
Zacznijmy od tego, że już sam dziwny podział na rozdziały sprawia, że czytelnik gubi poczucie czasu. Kiedy fabuła dzieje się przez jakieś cztery tygodnie, ja czułam się tak, jakby akcja trwała co najmniej przez trzy miesiące albo i dłużej. Moim zdaniem ten pomysł był kompletnie nietrafiony, a brak jakiegokolwiek większego odgrodzenia pomiędzy perspektywami kilku postaci dodatkowo wprowadzał bałagan.
Główna bohaterka jest po prostu nijaka. Aż do samego końca nie jestem w stanie określić, jaka ona jest, poza tym, że jest pisarką. I chciałaby mieć kanapę jak dawna, zamordowana koleżanka. I przytyła trzy kilogramy. Takie przemyślenia, szczególnie w domu zamordowanej przyjaciółki, są tak bardzo nie na miejscu, że stały się wręcz jedynymi momentami, kiedy patrzyłam na to wszystko z niedowierzaniem. Niektóre z postaci pobocznych także są skrajnie przerysowane, jak choćby komendant policji, który zajada się ciasteczkami, podszczypuje sekretarki po pośladkach i czeka na podanie mu rozwiązania na tacy. I nie krytykuję tutaj samego zamysłu postaci, nie twierdzę, że taka nie mogłaby istnieć – lecz tutaj jest ona przedstawiona tak karykaturalnie, że staje się wręcz nierealna. Niespójną postacią pod względem charakteru jest także mąż siostry Eriki, Lucas, który opisywany jest jako opanowany i chłodno kalkulujący, chociaż sadystyczny – a bohaterka przechytrza go z marszu, wedle kaprysu, i on nic nie jest w stanie zrobić poza staniem i patrzeniem się niczym bezradne dziecko, aż bohaterka skończy swoją szopkę. Nawet nie czeka na dobry moment, żeby odbić piłeczkę i nie stara się nic zrobić – po wszystkim reaguje agresją i molestowaniem, którego wątek wcale nie wraca, a Erika nie ma po nim żadnej traumy, ani nie wspomina o nim siostrze, gdy ma okazję. Bo ma. Jakby zupełnie nic się nie stało.
Najlepiej wykreowaną postacią jest dla mnie Patryk, i to on dla mnie mógłby być głównym bohaterem całej książki, nie Erika. Chociaż jest obrazem szablonowego skauta, pomocny i zawsze dobry, to broni się w powieści. Autorka co prawda próbowała wmówić kilka razy czytelnikom, że potrafi być on także groźny, ale jakoś nigdy w żaden sposób tego nie zademonstrowała.
Zwróciłam też uwagę na okropny styl pisania pani Läckberg, który mi kojarzy się z dukaniem albo z pisaniem „od linijki”. Dla przykładu:

Erika odłożyła sztućce. Próbowała uszeregować w myślach wrażenia w takim porządku, w jakim mogłaby je przedstawić Patrikowi. Opowiedziała mu, czego się dowiedziała, a także o swoich wrażeniach dotyczących osób z otoczenia Alex. Patrik słuchał bardzo uważnie, chociaż jednocześnie sprzątał ze stołu przystawki i podawał gorące danie. Od czasu do czasu rzucał jakieś pytania. Zdziwił się, że Erika w tak krótkim czasie zebrała tyle informacji. Dzięki nim i temu, co wcześniej wiedział o Alex, ofiara morderstwa stała się dla niego postacią mającą twarz i osobowość.

Krótkie zdania, w większości przypadków niczego nie wnoszące do całej fabuły, które towarzyszą czytelnikowi przez całe trzysta stron książki. Momentami miałam wrażenie, że niektóre opowiadania pisane hobbystycznie do szuflady są zdecydowanie bardziej profesjonalne – mają dobrze wykreowane postacie, są napisane dobrym stylem i dobrze oddają czas, a przede wszystkim – bohaterowie odczuwają jakiekolwiek emocje i czuć je poprzez opisy narratora. Tego nie znalazłam niestety w „Księżniczce z lodu”, a bardzo mi tego brakowało. Książka pozbawiona jest jakichkolwiek przeżyć, refleksji bardziej skomplikowanych niż „przytyłam trzy kilogramy, nie zrobię wrażenia na facecie”, emocji, a także dobrze rozbudowanych i przemyślanych bohaterów. Raz czy dwa zdarzyło się nawet autorce skorzystać z rozwiązania niemalże „Deus ex machina”, gdzie odpowiedź musiała przynieść zupełnie nowa postać, kompletnie niewspomniana wcześniej na kartach książki. Momentami miałam wrażenie, że autorka bardzo chciała stworzyć kryminał, ale nigdy nie miała żadnego w ręce, i ostatecznie wyszła jej powieść bardziej obyczajowa z dużą dozą romansu, a sprawa morderstwa rozwiązywana była tak „przy okazji”.
Dopiero ostatnie sto dwadzieścia stron to tak naprawdę akcja dotycząca sprawy i wtedy książkę zaczyna się czytać naprawdę przyjemnie. Nie wiem, czy autorka nabrała już wtedy wprawy, czy też może skończyły jej się pomysły na rozwlekanie wątków obyczajowych, w każdym razie – końcówka zaskoczyła mnie w dwóch elementach. Chociaż część fabuły i wątków dało się odgadnąć niemal od razu, tak ostateczne wskazanie sprawcy mnie zaskoczyło.
Nie jestem pewna, czy chcę dać jeszcze szansę pani Läckberg. Jeżeli następne części sagi byłyby napisane w podobnym stylu i klimacie jak ostatnia jedna czwarta książki, pewnie chętnie bym się zapoznała z jej treścią. Jednakże taka przewaga wątków obyczajowych i romansów nad prawdziwą sprawą kryminalną przy tak źle zbudowanych charakterach postaci i kulejącym śledztwie prowadzonym „na intuicję” jest nie na mój gust. Być może miałam zbyt wielkie oczekiwania odnośnie autorki po tak szumnych opisach i reklamach, ale póki co „Księżniczka z lodu” okazała się dla mnie wielkim rozczarowaniem.
Szablon wykonany przez drama queen. Obsługiwane przez usługę Blogger.