Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obyczajowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obyczajowe. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 10 sierpnia 2021

W cieniu zła - Alex North

Tytuł: W cieniu zła
Tytuł oryginału: The Shadow Friend
Autor: Alex North
Wydawnictwo: Muza
Pierwsze wydanie: 2020
Liczba stron: 411
Rodzaj: thriller, kryminał, horror, literatura obyczajowa

Spojrzała w dół, żeby przyjrzeć się szczegółom.
— O co tutaj chodzi? – dopytywał się Dyson.
Teraz już zupełnie nie miała pojęcia, co powiedzieć. Dyson podszedł bliżej. Spodziewała się, że znowu coś krzyknie albo zacznie się złościć, lecz, o dziwo, milczał, tak samo zdezorientowany jak ona.
Starała się policzyć wszystkie plamy, ale ciągle się myliła. Było ich po prostu za dużo. Wprost zatrzęsienie.
Setki krwawych dłoni starannie odciśniętych na kamieniu.


W okolicach Gritten Wood dochodzi do makabrycznej zbrodni – na placu zabaw zostają odnalezione zmasakrowane zwłoki chłopca. Wszystko wskazuje na to, że został zamordowany w jakimś dziwnym rytuale – gdyż jego klęczące w pobożnej wręcz pozie ciało otoczone jest kołem i ogromem odciśniętych, czerwonych śladów dłoni. Na sprawę zupełnie inne światło rzuca fakt, że dwadzieścia pięć lat temu w tej samej okolicy doszło do niemalże takiego samego morderstwa – jeden z zabójców oddał się w ręce policji, jednak drugiego nigdy nie odnaleziono…
W tym samym czasie do Gritten Woods wraca Paul Adams – wykładowca uniwersytecki szkolący swoich studentów pod kątem kreatywnego pisania. Pogorszający się stan matki cierpiącej na demencję sprawia, że zostaje dłużej w okolicy, w której, jak się okazuje, nie chce być ze względu na złe wspomnienia – bo doskonale znał sprawców okrutnego morderstwa sprzed dwudziestu pięciu lat i za wszelką cenę starał się o tym zapomnieć. Okazuje się jednak, że jego własny dom i chora matka skrywają przed nim tajemnice, które zaczynają wychodzić na jaw…
Już przy okazji „Szeptacza” przeczytałam komentarz, że „W cieniu zła” niestety nie jest tak dobrą książką jak poprzedniczka, toteż z lekkim uprzedzeniem podeszłam do lektury tej książki – i jak się okazuje, zupełnie bezpodstawnie. „W cieniu zła” ma zupełnie inny klimat i skupia się na całkowicie innej tematyce, która nie każdemu może podejść, jednakże trzeba przyznać, że autor doskonale wie, jak wywołać dreszczyk emocji u czytelnika i trzymać go w napięciu przez następne strony. Cała fabuła kręci się przede wszystkim wokół Paula Adamsa, który po latach wrócił do rodzinnej miejscowości, aby choć ostatnie chwile spędzić ze swoją schorowaną matką, która przez demencję starczą zaczyna bredzić od rzeczy. Jednak – czy na pewno? Z czasem jej słowa zaczynają nabierać coraz więcej sensu, a układanka odsłania zupełnie inną prawdę, która przez długie lata była skrywana przed Paulem.
Akcja toczy się na dwóch płaszczyznach – w chwili obecnej oraz dwadzieścia pięć lat temu, kiedy Paul wraz z kolegami – Jamesem, Billym i Charliem chodzili do jednej szkoły. Nagły wypadek i śmierć jednego z ich prześladowców pod kołami samochodu, a także dziwna reakcja Charliego sprawiają, że chłopcy zaczynają interesować się jego postacią o wiele bardziej, a chłopiec szybko przejmuje rolę lidera grupy oraz wprowadza ich w zupełnie nowy świat i wierzenia, którymi żył. Fabuła ociera się o zjawisko świadomego snu, a jej klimat aż za bardzo skojarzył mi się ze sprawą dotyczącą psychozy Slendermana z 2014 roku.
Jeżeli ktoś poszukuje trzymającej w napięciu powieści – „W cieniu zła” jest zdecydowanie dla niego. Szczerze odradzam czytania książki w nocy, bo klimat aż zbyt dobrze oddziałuje na wyobraźnię, szczególnie w ciemności, gdy na stronach pojawiają się motywy mroku, lasu i snu. Ale nie tylko fabuła oraz umiejętności warsztatowe autora są tutaj plusem. Muszę przyznać, że jak dotąd jest to pierwsza książka, która zwrotem akcji szczerze i prawdziwie mnie nie tyle zdziwiła, co zszokowała – pierwszy raz wybałuszyłam oczy, kiedy autor odkrył przed nami znaczną większość kart i rzucił kompletnie inne światło na fabułę!
Po tym zabiegu zrobiło mi się po prostu przykro – głównie ze względu na głównego bohatera, którego życie doświadczyło tak okrutnie, że odebrało mu praktycznie wszystko to, co kochał i co było dla niego wartościowe. Zabieg strasznie szokujący, w tym przypadku jak najbardziej ma ręce i nogi, a w dodatku porusza jakąś emocjonalną część czytelnika.
Ale nie tylko Paul Adams jest przypadkiem, przy którym autor wywodzi nas w pole. Przy okazji postaci Charliego Crabtree dopatrywałam się jakichś oznak psychopatii i socjopatii – a wniosek wyszedł zupełnie inny, kiedy rozwiązała się tajemnica nieznanej postaci, w którą tak usilnie chłopiec wierzył i z którą chciał się spotykać nie tylko w snach, ale zostać z nią już na zawsze. Jest to idealny wniosek – jak łatwo można zaszufladkować jakąś osobę, nie znając do końca jej historii, pragnień i motywacji. Ale z historii też płynie inny morał – jak zgrabnie można manipulować ludźmi i jak łatwo jest przesuwać ich granicę.
Historia może nie każdemu przypaść do gustu, ale mnie osobiście zachwyciła. Klimat grozy, mroku oraz tajemniczej, niemalże mitycznej postaci kryjącej się w cieniach jeszcze bardziej niezbadanego lasu, który zdaje się żyć własnym życiem, składa się na doskonałą propozycję dla prawdziwych poszukiwaczy perełek. Bo tak mogę z czystym sercem nazwać „W cieniu zła”, a Alex North automatycznie staje się jednym z moich ulubionych pisarzy.


Cytaty warte wyszczególnienia:

Rodzice zawsze pocieszają swoje dzieci, do czego się to jednak tak naprawdę sprowadza? Chodzi o nadzieję. Takie słowa to tylko pobożne życzenia. Zaklinanie rzeczywistości. Obietnica, którą trzeba złożyć i z całych sił wierzyć, że się spełni. Co innego nam pozostaje?

Każdego z nas czeka koniec i trudno wyobrazić sobie lepszy scenariusz: moja matka powoli odpłynie w nieznane. Niektórzy uważają, że w takich momentach nawiedzają człowieka koszmary, ale nigdy nie rozumiałem, dlaczego miałoby tak być. Z własnego doświadczenia wiedziałem, że majaki i złe sny pojawiają się na skraju przebudzenia, a śmierć była przecież stanem znacznie głębszej nieświadomości; przynajmniej taką miałem nadzieję.

Była jak małe światełko rozjaśniające mrok. Chciałbym osłonić je dłońmi i lekko dmuchnąć, żeby jeszcze bardziej rozniecić płomień. Wiedziałem jednak, że gdybym tak zrobił, musiałbym też podjąć ryzyko. Ryzyko, że dmuchnę za mocno i światło zgaśnie.

Nastolatki nie zachowują się racjonalnie, a świat nie zawsze jest do nich przyjaźnie nastawiony.

Gdyby wszyscy na świecie się szanowali, nie mielibyśmy żadnych problemów. Ale to niemożliwe. Każdy myśli wyłącznie o sobie i stara się zaszkodzić innym.

[…] nasze sny są kształtowane przez to, co dzieje się na jawie. Podświadomość zbiera codzienne doświadczenia i rozbija je jak wazon z kruchego szkła. Potem wybiera kilka kawałków na chybił trafił i tworzy z nich nową całość, nie do końca dopasowaną i pełną pęknięć. Sny to coś w rodzaju patchworku uszytego ze ścinków wydarzeń z naszego życia.

Miejsce to tylko miejsce. Najważniejsi są ludzie, którzy tu mieszkają. Ekskluzywny adres o niczym przecież nie przesądza. Dobro i zło mogą zakiełkować wszędzie.

Właśnie tak zachowują się rodzice, prawda? Niezależnie od wszystkiego chronią swoje dzieci. Życzą im jak najlepiej i nie oczekują niczego w zamian.

[…] adrenalina jest w końcu trucizną: jeśli się jej nie wykorzysta, osiada w żyłach i zamula cały organizm.

Ludzie od zawsze fascynują się tym, co nieznane i niewyjaśnione.

Bliscy są obok nas i uważamy ich obecność za coś oczywistego, a potem nagle znikają.

Młodzi ludzie często uparcie trzymają się uczuć, które zdążyły już wygasnąć. Niby zdają sobie sprawę, że to koniec, lecz stawienie czoła rzeczywistości wydaje im się zbyt trudne i przygnębiające. Zrywają dopiero wtedy, kiedy nie mają innego wyjścia, kiedy cierpienie związane z podtrzymywaniem iluzji przerasta ból rozstania.

Z wiekiem wszystkie wspomnienia zlewają się w jedną całość i zaczynasz myśleć, że życie wcale nie przypomina linii prostej, tylko raczej coś w rodzaju… gryzmołów.

Kiedy w jakimś miejscu dochodzi do tragedii, ludzie wolą o tym nie mówić, żeby nie kusić złego. Uważają, że w ten sposób wszystko wróci do normy.

To nie było racjonalne, ale w życiu zdarzają się takie chwile, kiedy wiemy, że to, co się właśnie dzieje, ma ogromne znaczenie.

Pomyślałem, że najprawdopodobniej każdy człowiek pozostaje w jakiś sposób niespełniony, lecz chyba dopiero na starość ta przykra świadomość dociera do nas z całą intensywnością.

Kiedyś myślała, że przychodząc na cmentarz, odwiedza swojego tatę. Teraz jednak wiedziała, że to nieprawda. Ojciec odszedł z tego świata. W grobach pochowano martwych ludzi. To wszystko, co znajdowało się na powierzchni, należało do żywych. Przychodziło się tu po to, by jakoś poradzić sobie z żalem po utraconej przeszłości, ze świadomością, że teraz jest zupełnie inaczej.

piątek, 6 sierpnia 2021

Wszyscy muszą zginąć - Marcel Moss

Tytuł: Wszyscy muszą zginąć
Język oryginału: polski
Autor: Marcel Moss
Wydawnictwo: Filia
Pierwsze wydanie: 2021
Liczba stron: 351
Rodzaj: kryminał, thriller, literatura obyczajowa

Po apelu wszyscy rozejdą się do sal i usiądą przy uginających się pod ciężarem misek z sałatkami jarzynowymi i talerzy pełnych ciastek stołach. Podczas wigilii klasowych uczniowie najedzą się do syta, wymienią prezentami i oczywiście zamieszczą obszerną relację w mediach społecznościowych, zalewając Instagram dobrze przemyślanymi zdjęciami, uwieczniającymi wyćwiczone pozy i miny. Wszystko ma się odbyć tak jak zawsze. Żadnych zaskoczeń. Uczniowie oczekują, że koło południa będą już wolni, wrócą do domów i oddadzą się błogiemu nicnierobieniu.
Tylko że dziś nikt nie wróci do domu. Wszyscy muszą zginąć.


Tuż przed Wigilią, w warszawskim prestiżowym liceum imienia Zygmunta Freuda, dochodzi do zamachu terrorystycznego. Grupa zamaskowanych przestępców wrzuca do szkolnej auli, na której odbywa się apel, granaty, a wszystkich innych, którzy pozostali w salach, postanawiają powystrzelać. Wszyscy muszą zginąć. Błażej Dragiel, jeden z terrorystów, stara się uciec z toczącej się masakry i wszechobecnej paniki, dopóki z kłębów dymu nie wyjawia się sylwetka jego przyjaciółki – Kai. Coś sprawia, że chłopak postanawia oszczędzić dziewczynę, a sam na jej oczach popełnia samobójstwo. Anonimowy filmik nakręcony przez jednego z uczniów, którym udało się przeżyć, trafia do sieci – a media szybko nazywają Kaję „Cudowną Dziewczyną”, którą oszczędził zamachowiec. Przynajmniej dopóki w Internecie nie zaczynają pojawiać się plotki, jakoby miała mieć coś wspólnego z zamachem i uknuć atak razem z terrorystami…
Jako czytelniczka dość dobrze znająca twórczość Marcela Mossa (choć nie jestem jeszcze na bieżąco z wciąż wydawanymi w tempie wręcz zawrotnym powieściami), mniej więcej wiedziałam, czego mogłam się spodziewać – pokazało mi to już „Nie wiesz wszystkiego”, również dziejące się w Liceum Freuda. Pojawia się tutaj wiele zabiegów, które można spotkać w wyżej wymienionej książce – między innymi fabuła dziejąca się tak „teraz”, tak „przed tragedią”, jak i „kiedyś”. Autor, przeplatając między sobą te trzy płaszczyzny czasowe, rozwiązuje powolutku nawiązaną tajemnicę, która, trzeba przyznać, w tym przypadku jest dość… specyficzna.
Marcel Moss jest autorem, który bardzo lubi odpowiadać na tematy współczesne i niezwykle ważne. Chociaż fabuła toczy się wokół zamachu terrorystycznego (zresztą – niejednego!), to zdaje się on problemem dość pobocznym jak na pozostałe poruszane kwestie. „Wszyscy muszą zginąć” jest książką do bólu aktualną, opisującą i odpowiadającą na obecne kwestie polityczne oraz społeczne, a przede wszystkim – obrazująca, jak bardzo społeczeństwo polskie jest podzielone i jak bardzo zwalcza samo siebie. Pojawiają się tutaj wątki dotyczące aborcji oraz pro-life, strajków kobiet, problemów LGBT+ i dyskryminacji oraz problemów psychicznych, z jakimi borykać się muszą osoby nieheteronormatywne, rzeczywistość i poglądy narodowców i zwolenników tradycji, przede wszystkim chrześcijańskiej, kilka kwestii dotyczących wiary, a także rzeczywistość wirtualna, która bardzo często przenika tą rzeczywistą – i znaczenie Internetu w naszym współczesnym życiu.
Książka naładowana jest tak wieloma bardzo ważnymi tematami, na które trzeba zwrócić uwagę, a także emanująca przemocą i cierpieniem, z którym borykać się musi każdy z bohaterów, niezależnie od poglądów. Przy tym autor zdaje się zachowywać pewną neutralność, jedynie przedstawiając ważne kwestie i istniejące problemy. Celem autora na pewno nie jest narzucenie własnej ideologii w poruszanych tematach, a jedynie zwrócenie uwagi społeczeństwa na problemy, na spojrzenie z drugiej strony, może również zrozumienie. Gdyby ktoś zapytał mnie – pomysł oraz jego realizacja zdecydowanie zasłużyły na piątkę z plusem.
Nieco gorzej poszło z kreacją bohaterów. Może nie wszystkich, ale szczególnie jednej, która pod koniec pozostawia po sobie spory niesmak i poczucie oszukania. Książka prowadzona jest z jednej perspektywy i jednej narracji, żeby pod koniec autor powiedział nam, że to wszystko było kłamstwem i daliśmy się podle wrobić. Nie dlatego, że coś przeoczyliśmy, ale głównie dlatego, że po prostu pomijał i nie pokazywał nam wszystkiego. Jestem zdania, że autor próbował wykreować postać cierpiącą na zaburzenia psychopatyczne, jednak, niestety, dla niego ten zabieg był jeszcze zbyt wczesny. Postać dla mnie absolutnie nie jest wiarygodna, a wręcz przeciwnie – pod koniec zdaje się bardzo chaotyczna i brakuje w niej tej rzeczywistej charyzmy, która charakterystyczna jest dla zaburzeń psychopatycznych, oraz którą próbuje wmówić nam autor. Teoretycznie tłumaczeniem może być młody wiek postaci, w praktyce jednak – nie zmienia aż tak wiele. Moim zdaniem, ta postać została wykreowana bardzo nieumiejętnie. Pomysł na nią był bardzo dobry, jednakże do wykonania zabrakło czasu, idei lub warsztatu.
Inaczej kwestia ma się z innym bohaterem – wspomnianym wcześniej Błażejem. Jego życie rodzinne, relacje, perypetie i problemy osobiste są bardzo dobrze opisane i bardzo zwięzłe. Jest się w stanie zrozumieć jego postępowanie, pomimo iż czasami człowiek łapie się za głowę, gdzie leży ta mistyczna granica chłopaka, kiedy będzie w stanie sam powiedzieć przed wszystkimi nie.
Najbardziej szkoda jest mi postaci Rafała, bohatera zdecydowanie drugoplanowego, jednakże emanującego takim ciepłem i wyrozumiałością, że nie da się go nie lubić, oraz nie współczuć mu problemów i traktowania przez społeczeństwo czy najbliższe, zdawałoby się, osoby.
Moim zdaniem, książka jest bardzo dobra, aktualna i jak najbardziej potrzebna. Bardzo ładnie i umiejętnie pokazuje problemy, z którymi muszą borykać się osoby LGBT – takie jak odkrywanie własnej tożsamości i dyskryminacja, niezależnie od statusu majątkowego – a także do czego potrafi doprowadzić desperacja i zbyt duże cierpienie.
Książka zdecydowanie godna polecenia.


Cytaty warte wyszczególnienia:

Śmierć nie boli. Boli jedynie długotrwałe umieranie.

To przerażające, że ludzie, których nigdy nie podejrzewalibyśmy o złe zamiary, są zdolni do takich potworności.

Współczesnym światem rządzi pieniądz. Nic innego się nie liczy.

Jesteśmy tak niepewni siebie, że zabiegamy o uwagę jak największej liczby osób, by poczuć się ważni. Karmimy hieny, które tylko czekają na nasze potknięcie. A gdy upadamy, orientujemy się, że nie ma przy nas nikogo, kto wyciągnąłby do nas pomocną dłoń, bo ci, którzy mogli to zrobić, już odeszli.

Gdyby wszyscy na świecie się szanowali, nie mielibyśmy żadnych problemów. Ale to niemożliwe. Każdy myśli wyłącznie o sobie i stara się zaszkodzić innym.

— Chodź. – Krystian chwyta mnie za dłoń i zmusza do wstania z krawężnika. – Wzniesiemy toast za nowy rok. – Bierze łyk wódki i się krzywi. – I za przyszłość. Nie wiemy, co przyniesie, ale na pewno nie możemy na nią bezczynnie czekać. Musimy działać, jeśli chcemy, by choć trochę przypominała przyszłość, o której marzymy

W dzisiejszych czasach wszystko kręci się wokół Internetu. Niektóre badania wykazują, że w ciągu roku człowiek spędza w sieci ponad sto dni. Świat online już dawno stał się dla nas tak samo istotny jak ten poza grą. Kontakty międzyludzkie często ograniczają się tylko do Internetu. Ludzie potrafią zakochać się w osobach, których nigdy nie widzieli na żywo. Nie słyszeli ich prawdziwego głosu, znają tylko ten zniekształcony przez głośniki. Nie poczuli też ich zapachu. Mimo to żywią do nich uczucia, bo one nie znają barier. Internet może być dla nas drugim światem. Już teraz nie musimy wychodzić z domu, by coś załatwić. Możemy nawet zamówić sobie dostawę zakupów ze sklepu. Internet to lepsza, wygodniejsza rzeczywistość.

Media uważają się za bezkarne. Wydaje im się, że powielenie nieprawdziwej wiadomości na czyjś temat nie jest niczym złym, jeśli powoła się na inny portal lub tabloid.

[…] ludzie są źli. Wszyscy, bez wyjątku. Nikomu nie można ufać. Jesteśmy krwiopijcami, którzy żywią się cudzym cierpieniem. Krzywdzimy, bo czerpiemy z tego przyjemność. Krzywdzimy, bo bez tego nie istniejemy.

Człowiek to egocentryczna i zakompleksiona istota. Ma wiele cech, które uniemożliwiają mu poszerzanie horyzontów. Błądzi we mgle i pożąda tego, co nieistotne. Krzywdzi podobnych sobie i dba wyłącznie o własne dobro. Chce osiągnąć jak najwięcej kosztem innych i w pojedynkę napawać się swoją potęgą. Tymczasem sam nic nie znaczy, chociażby nie wiadomo ile kapitału uzbierał. Jego siła jest iluzją. Ci, którzy w niej żyją, są zagrożeniem dla porządku świata. A jeszcze większe niebezpieczeństwo stwarzają ludzie, którzy są tej iluzji świadomi i twierdzą, że im ona wystarcza.

Jesteśmy najbardziej zawistnym i wrogim narodem. Nie wiem, czy to wynika z naszej nieciekawej historii, czy ze sposobu prowadzenia polityki, który sprowadza się do nastawiania społeczeństwa przeciwko sobie. Wiem jedno: nikt nie lubi Polaków, a Polacy nie lubią nikogo. Nie lubimy nawet siebie nawzajem.

Co to za pokój, gdy chce się go osiągnąć przemocą i rozlewem krwi?

Nie od dziś wiadomo, że większość informacji publikowanych w Internecie to wyssane z palca bzdury. Liczy się to, by zdobyć jak najwięcej kliknięć, które przekładają się na zyski z reklam na stronie. Portale prześcigają się więc w szokujących doniesieniach, często kłamiąc odbiorcom w żywe oczy.

Ludzie są źli… Myślą tylko o sobie i nie liczą się z konsekwencjami swoich czynów.

sobota, 3 kwietnia 2021

Nie wiesz wszystkiego - Marcel Moss

Tytuł: Nie wiesz wszystkiego
Język oryginału: polski
Autor: Marcel Moss
Wydawnictwo: Filia
Pierwsze wydanie: 2020
Liczba stron: 384
Rodzaj: kryminał, literatura psychologiczna, obyczajowa

Moja najlepsza przyjaciółka i chłopak, z którym kiedyś byłam blisko, odebrali sobie życie w tej samej chwili. Zrobili to, bo tego chcieli. Odeszli na własnych warunkach, trzymając się za ręce.
To wszystko tylko moje przypuszczenia. Jak było naprawdę? Co Otylia i Alan robili tamtej nocy na dachu opuszczonej hali? Dlaczego poszli tam razem, skoro prawdopodobnie nigdy nie zamienili ze sobą w szkole choćby słowa? Co sprawiło, że postanowili targnąć się na swoje życie? I czy bardzo się bali?
Tego nie wiem. Ale wiem jedno. Nie spocznę, dopóki nie odkryję prawdy.


Wszyscy są osłupieni, kiedy pewnego dnia do szkoły dociera wieść o samobójstwie dwójki uczniów – Otylii i Alana. Problem polega na tym, że uczniowie, którzy na co dzień nie mieli ze sobą dosłownie żadnej styczności i żadnego kontaktu, zostali znalezieni tuż obok siebie. W szkole zaczyna huczeć od plotek, lecz z wiadomością nie może pogodzić się Marta, przyjaciółka Otylii, która nie wierzy, że najbliższa jej osoba mogła skoczyć z dachu, skoro miała w sobie tyle uporu i woli walki w życiu. Za wszelką cenę postanawia dowiedzieć się, co stało się tej feralnej nocy i dlaczego dwie ważne osoby zakończyły swoje życie w takim miejscu, w tajemniczych okolicznościach. Pomóc w tym zamierza jej wychowawczyni, Julia Wolska, która podsuwa pomysł, w jaki sposób można znaleźć kogoś, kto wie na ten temat więcej, niż chce powiedzieć. I przy tym zrealizuje własne cele, które mają pomóc jej nareszcie żyć w spokoju.
Jakiś czas temu spotkałam się z opinią, że to niewiarygodne, że Trylogię Hejterską i „Nie wiesz wszystkiego” napisał ten sam autor. I chociaż wydaje mi się odrobinę przesadzona, tak muszę przyznać, że jest w tym źdźbło racji. „Nie wiesz wszystkiego” zdaje się książką zdecydowanie lepszą od poprzedzającej ją trylogii, a w dodatku zupełnie różną od poruszanych wcześniej problemów.
Chociaż przy okazji Trylogii Hejterskiej wyrobiłam sobie opinię, że autor zaczął chodzić na skróty i stworzył sobie szablon postaci, w których zmieniał tylko jakiś element, żeby nie było aż tak bardzo identycznie, tak muszę przyznać, że ta książka zaskoczyła mnie zarówno tematyką, jak i kreacją postaci. Rekomendacje psychologów z okładki nie są wcale bezpodstawne, bo Marcel Moss sięgnął po raz kolejny do tematyki bardzo powszechnej i bardzo uparcie spychanej na margines – mianowicie do problemów nastolatków. Nie są to jednak problemy niczym z amerykańskich filmów o marzeniach i życiu dorastających ludzi – pokazana jest tutaj ta ciemna strona, taka jak lekceważenie, odrzucanie, trzymanie się w ścisłych grupkach, prześladowanie, walka o hierarchię w szkolnej społeczności, a przede wszystkim – niezrozumienie i bagatelizowanie wszystkiego ze strony dorosłych. Zderzają się tutaj dwa światy, które nie są w stanie się zrozumieć, bo każde patrzy na siebie przez pryzmat własnych doświadczeń i obecnych problemów.
Warto przyjrzeć się bohaterom przedstawionym w powieści. Na pierwszy plan wysuwa się Marta – nastolatka z bardzo dobrego liceum w Warszawie, która pragnie jedynie odciąć się od nękającej jej przeszłości i prześladowców z poprzedniej szkoły. Dziewczyna boryka się z nadwagą i problemami z odżywianiem, a przede wszystkim – z bardzo silnym, uporczywym stresem, z którym radzi sobie poprzez jedzenie. W nowej szkole zaprzyjaźnia się z Otylią, która pozornie zdaje się jej przeciwieństwem, lecz tak naprawdę mają ze sobą bardzo dużo wspólnego. Tym bardziej przeżywa jej niespodziewaną śmierć i stara się zrobić wszystko, żeby dowiedzieć się, jak zginęła.
Drugą główną bohaterką jest Julia – nauczycielka, polonistka i wychowawczyni klasy, do której chodzi Marta. Jest bardzo łagodna z charakteru i wierzy w ludzi. Jest też marzycielką, która przeniosła się do wielkiego miasta z prowincji dla mężczyzny, z którym sądziła, że będzie już na zawsze. Niestety, z czasem na jaw wychodzi jego nałóg, nad którym Olek nie jest w stanie zapanować, i chociaż pierwotnie się stara, brak zahamowania zaczyna psuć małżeństwo i odzierać powolutku Julię z godności.
Na dalszym planie znajduje się Otylia, którą poznajemy tylko poprzez retrospekcje. Niegdyś była dziewczynką pogodną, radosną, pełną energii i pragnącą bliskości – dopóki nie przytrafiła się jej tragedia, która zmieniła całe jej życie. Momentalnie z jej pokoju zniknęły jasne barwy, a dziewczyna zaczęła otaczać się mrokiem, ubierała się wyzywająco, tatuowała swoje ciało. Był to sposób, w jaki radziła sobie ze światem, niesprawiedliwością i krzywdą, jaką musiała przeżyć. Pomimo próby samobójczej, znajduje w sobie chęć do życia, a gdy spotyka Martę, widzi w niej swoje odbicie – a także to, co mogłoby być, gdyby się ugięła i nie rzucała światu codziennie wyzwania.
Kolejną ważną w historii postacią jest Sara – dziewczyna, która, zdawałoby się, wygrała los na loterii i urodziła się jako córka znanej aktorki telewizyjnej. Niestety, nie mogła ona liczyć ani na ciepło, ani na miłość, ani na zrozumienie. Chociaż matce zdawało się, że dawała jej wszystko – luksusy i wolność, Sara pragnęła jedynie odrobiny czasu i zainteresowania. Przedstawia tragedię życia w cieniu swojego rodzica i to, jak zakładanie masek pozwala na przetrwanie we współczesnym świecie pełnym oczekiwań.
Nie można także pominąć Alana, który osiągnął swoją popularność sam, lecz daleki jest od stereotypowego popularnego chłopaka z drużyny siatkówki. Jest chłopakiem bardzo wrażliwym, a nawet wręcz zagubionym we współczesnym świecie, który musiał przejść bardzo długą drogę do tego, aby zrozumieć samego siebie.
I chociaż bohaterów w powieści jest więcej, każda wnosi coś wartościowego do historii zwieńczonej tragedią śmierci, żadna nie jest tutaj niepotrzebna, płaska czy śmieszna. Każdy żyje we własnym dramacie i próbuje znaleźć sposób na to, aby po prostu przeżyć w wymagającym świecie iluzji i oczekiwań.
Moss porusza tutaj problem grup rówieśniczych – poświęceń, aby być na szczycie, jak i tragedii odrzucenia, kiedy staje się wyrzutkiem społecznym i kozłem ofiarnym, cierpienia i niezrozumienia, z którym musi mierzyć się dorastający człowiek – a najczęściej jest w tym wszystkim sam, kiedy dorośli zajęci są własnymi sprawami albo bagatelizują problemy nastolatków, nie uznając ich za warte uwagi i poważne. Pojawia się tutaj także motyw radzenia sobie samemu z krzywdą – odcinanie się od wcześniej zbudowanego świata, tworzenie zupełnie nowego wizerunku, pogrążenie się w depresji i obojętności, próby samobójcze, a także bezsilność rodziców, którzy nie są w stanie poradzić sobie z nową rzeczywistością i problemami swojego dziecka. Niezwykle ważnym tematem jest także zaburzenie odżywiania, nieradzenie sobie z wymaganiami rodziców i społeczeństwa, oraz idące za tym wszystkim anoreksja i bulimia, do których dorastające dziewczyny uciekają się tylko po to, aby utrzymać wizerunek idealnej i zdobyć akceptację, a co prowadzić może do naprawdę ogromnych tragedii i problemów zdrowotnych. Pojawiają się też wątki homoseksualne i problemy z akceptacją własnej odmienności, kiedy rodzina stawia zupełnie inne wymagania, a społeczeństwo wyśmiewa i prześladuje. A także tragedia rozpadu małżeństwa przez nałóg, który wymyka się spod kontroli i odziera z godności jedną stronę, a drugą pogrąża w desperacji, samotności i odrzuceniu.
Uważam, że „Nie wiesz wszystkiego” jest bardzo cenną lekturą, która podkreśla niezwykle ważne problemy dzisiejszego świata. Jest zdecydowanie lepsza niż cała Trylogia Hejterska i naprawdę warta polecenia.
Jedynym moim zarzutem wobec autora jest to, że najwidoczniej uwziął się na osobach, które mają za zadanie pomagać w problemach i wspierać pod kątem psychologicznym. Być może chce podkreślić, że także mają swoje problemy i mroczne tajemnice, lecz pogrążanie ich w morderstwach czy nałogach wcale nie sprawi, że ludzie, widzący swoje odbicie w postaci z książki, zaczną szukać ich pomocy, a będą próbowali rozwiązywać wszystko na własną rękę. Nie jest to dobra maniera i mam nadzieję, że autor z czasem odejdzie od tego schematu, bo chociaż w swoich książkach podkreśla niezwykle ważne problemy, wcale nie zachęca takimi zabiegami do szukania pomocy u specjalisty.

Cytaty warte wyszczególnienia:

Władza… Czasem odnoszę wrażenie, że jej pragnienie ludzie mają we krwi, a gdy już wreszcie ją zdobędą, pokazują swoją prawdziwą twarz.

Jeśli komuś bardzo zależy na tym, by cię zgnoić, to i tak to zrobi.

Jeżeli ktoś wyklucza cię z powodu twojej inności, to robi to tylko dlatego, że uważa cię za zagrożenie.

Żeby zrealizować marzenia, trzeba ciężko pracować. A żeby praca przynosiła efekty, musi być wykonywana w pełnym skupieniu. Nie możemy pozwalać na to, by przyszłość nas rozpraszała.

[…] uważam, że dzisiejsza młodzież jest niezrozumiana i ustawiana na wiele zagrożeń. Żyjemy w czasach, w których nastolatkowie muszą się zmagać z ogromną presją i wygórowanymi oczekiwaniami.

Wszyscy marzą o tym, by wyróżnić się w tłumie ślepo podążającym za tym samym. Social media tworzą wizję idealnego świata, która tylko nasila kompleksy młodych, uzmysławia im, ze nie mogą okazywać słabości, i sprawia, że pragną czegoś, co nie istnieje.

Kreowana w Internecie iluzja sprawia, że młodzi są niezadowoleni ze swojego życia. Nastolatkowie tłumią emocje, z którymi ewidentnie sobie nie radzą.

— Dorośli często nie rozumieją swoich dzieci. […] Oczekują od nich coraz więcej i są przekonani, że dzisiejsza młodzież nie ma praktycznie żadnych zmartwień.
— A do tego karzą nas za to, że nie znamy dawnych realiów – zauważa Najdowska. – Tylko czy naprawdę musimy je znać? Żyjemy tu i teraz, mamy własne przemyślenia, wrażliwość i nastawienie do świata.

Nastolatkom nie można ufać. Nie są już dziećmi, które zachowują się nieprzewidywalnie, ale niezbyt szkodliwe. Nie są też dorośli. Często nie zdają sobie sprawy z tego, że zabawa dobiegła końca i każdy nieprzemyślany krok może zaważyć na ich przyszłości.

Wierzę, że tylko szczęśliwa kobieta może być naprawdę dobrą matką.

Co to za życie, jeśli bronisz się przed miłością?

Gdy odzyskałam przytomność, wydawało mi się, że trafiłam do nieba. Teraz wiem, że jestem w piekle. Piekle zwanym życiem.

Kobiety, które poświęcają się dla dzieci, zapominają o tym, że pewnego dnia ich pociechy wyfruną z gniazda, a one zostaną same. Nie są na to przygotowane.

Jest jednak coś dużo gorszego niż kompromitacja – życie w strachu przed nią.

Nawet najgorsza prawda jest lepsza od życia w ciągłej niepewności.

Ludzie uwielbiają przypinać innym łatki. Niedoszła samobójczyni zawsze będzie niedoszłą samobójczynią. Większości z nas nie obchodzą czyjeś motywacje. Wolimy oceniać na podstawie tego, co widzimy.

Nie ma w życiu nic gorszego niż związek, w którym tylko jedna osoba angażuje się na sto procent. Zawsze to ona prędzej czy później kończy ze złamanym sercem.

Tylko czy warto żałować miłości? Przecież wszyscy jej pragniemy. Sęk w tym, że nie każdemu dane jest w pełni się nią cieszyć. Miłość bywa piękna, ale uczucia powierzone nieodpowiedniej osobie stają się destrukcyjne.

środa, 10 marca 2021

Nie krzycz - Marcel Moss

Tytuł: Nie krzycz
Język oryginału: polski
Autor: Marcel Moss
Wydawnictwo: Filia
Pierwsze wydanie: 2020
Liczba stron: 352
Cykl: Trylogia hejterska
Rodzaj: thriller, kryminał, literatura psychologiczna

— Pobudka, śmieciu!
Stawiam stopę na zimnej posadzce i patrzę z góry na ukrytą w mroku postać. W pomieszczeniu pali się tylko jedna żarówka. Nawet śmieć nie zasłużył na to, by przesiadywać godzinami w egipskich ciemnościach. Teraz siedzi skulony w kącie i drapie się po wychudzonym udzie, które wczoraj przyjęło kilkadziesiąt udeżeń pasem. Nie patrzy w moją stronę. Myśli, że kontakt wzrokowy może mnie sprowokować, jak psa. Nie rozumie, że na ostrożność jest już za późno. Miarka dawno się przebrała.

Recenzja może zawierać spoilery
Przez zaciągnięte przez byłego męża długi oraz nasilającą się trudną sytuację rynkową spowodowaną pandemią koronawirusa, Anita, przyjaciółka Ewy, zostaje bez pracy i kończą jej się ostatnie oszczędności. W tym czasie właściciel mieszkania, które wynajmuje, postanawia akurat podnieść jej czynsz ze względu na „trudną sytuację”. Pogrążona w długach i pełna desperacji kobieta zaczyna poszukiwanie pracy, lecz nie dostaje żadnej odpowiedzi – aż w końcu dostaje dziwną propozycję od ręki, dzięki której może zarobić tysiące i odbić się wreszcie z dna – wystarczy, że zostanie zawodowym hejterem, plującym jadem w Internecie w tę stronę, która zostanie opłacona. Tymczasem paranoja Ewy zdaje się narastać i nie może pozbyć się obsesyjnych myśli, że wszystkie jej zbrodnie wkrótce wyjdą na jaw i to tylko kwestia czasu, kiedy policja połączy ją z dwoma dziwnymi zaginięciami. Aby się wybielić, wysyła w imieniu Martyny wiadomość do Michała – wiadomość, która może zmienić całkowicie jego życie i sprawić, że uwolni się nareszcie od wiecznej tyranii swojej żony.
Przyznając wprost i szczerze – po ocenach i opiniach tej książki miałam wobec niej duże oczekiwania. I być może dlatego bardzo się na niej zawiodłam.
W tej recenzji chciałabym zrobić podsumowanie całej „Trylogii Hejterskiej”. A skoro znamy już całą historię, mogę pozwolić sobie na rzucenie pełnego światła na przedstawienia niektórych problemów – i nie wykluczam, że w trakcie moich rozważań mogą pojawić się spoilery.
Zacznę może od samego początku, czyli od tytułu cyklu „Trylogia Hejterska”. Jeśli autor chciał zwrócić uwagę na hejt przelewający się w Internecie, zrobił to w dość nieudolny sposób, bo tak naprawdę dopiero w ostatniej części, i to też nie za bardzo. Oczywiście, każdy rozdział poprzedzony jest hejterskim komentarzem odnoszącym się do wydarzeń z rozdziału – i o ile na początku ten pomysł był dość ciekawy, tak później okazał się strzałem w kolano, bo wystarczyło przeczytać ten komentarz, żeby odgadnąć, co stanie się w dalszej części rozdziału. Sam fakt hejtu w sieci przewija się w dwóch pierwszych częściach gdzieś w tle. Dopiero kiedy Anita dostaje pracę jako zawodowa hejterka, dowiadujemy się czegoś więcej na jej temat – że istnieją takie instytucje, że są ludzie, którzy faktycznie na tym zarabiają, i że takie narzędzie może służyć jako anty-promocja firmy lub osoby. Oraz, że taki hejterski komentarz ma ogromną siłę przebicia. Oraz, że wystarczy tylko chwila nieuwagi, a jakiś wystarczająco zawzięty w sobie natręt będzie w stanie wytropić nas w sieci i dowiedzieć się o nas wszystkiego – włącznie z adresem zamieszkania. Jest to ładne nakreślenie, że w Internecie nikt tak naprawdę nie jest anonimowy, choć mógłby założyć nawet tysiąc fałszywych kont i podawać się za zupełnie inne osoby, i ma to swoje dobre i złe strony. Złe – bo tak naprawdę pojęcie prywatności nie istnieje. I dobre – bo tak naprawdę pojęcie prywatności nie istnieje. Możemy tak stać się ofiarami prześladowania, jak i dzięki Internetowi znaleźć przestępcę. Przychodzi mi na myśl sprawa Luci Magnotty, podczas której internauci namierzyli chłopaka dzięki wyłapanym szczegółom z nagrań i zdjęć zrobionych klatka po klatce. Jednak nadal wydaje mi się, że potencjał do opowiedzenia o problemie hejtu jest zupełnie niewyczerpany, a zaledwie ruszony. Był ładną, chwytliwą nazwą, ale żeby poruszał coś więcej – tego nie jestem w stanie powiedzieć.
Mam też poważne zastrzeżenia co do kreacji postaci i konsekwencji ich prowadzenia. Zacznę chyba od, moim zdaniem, najlepszej – czyli od Agaty.
Agata jest sadystką, której nienawidzi się od pierwszych stron. Jest zdolna do wszystkiego. Gnębi swojego męża dla własnej przyjemności i krok po kroku odbiera mu prawo do człowieczeństwa. Zaczynając od wyrzucenia go z sypialni, przechodząc przez zabranianie mu kąpieli w wannie – odświeżyć się mógł jedynie na macie przy umywalce – następnie zmuszając go do mieszkania na strychu, zabronienia mu wychodzenia z pokoju bez pozwolenia żony, doprowadzenia do utraty pracy i zabronienia mu poszukania następnej, odebrania mu telefonu i innych środków komunikacji, aż po uwięzienie w piwnicy, bicie, wydzielanie porcji jedzenia i ustawienie wiaderek w kącie w ramach toalety. Jednak w oczach społeczeństwa jest doskonałą osobą, która jest prawdziwym skarbem w rodzinie – która dba i kocha swojego męża, jest wspierająca dla swoich teściów, oraz osiąga bardzo wiele sukcesów w sferze zawodowej. Nikt nie wierzy Michałowi, że tak doskonała istotka może być katem, i że to Michał w tym wszystkim jest ofiarą. Moim zdaniem postać Agaty jest poprowadzona w całej trylogii najlepiej. Na początku czytelnik zastanawia się, jak taki potwór może w ogóle istnieć w świecie, jak to jest możliwe, że tak zgrabnie manipuluje ludźmi, aby tańczyli jak im zagra. Dopiero z czasem zaczyna się poznawać historię Agaty od wczesnego dzieciństwa. I na samym początku „Agata z teraźniejszości” i „Agata z przeszłości” wydają się zupełnie różnymi osobami. Kiedy nienawidzi się tą pierwszą, tej drugiej się współczuje – i tym bardziej z zapartym tchem czeka się na rozwój zdarzeń. Jest to najbardziej konsekwentnie poprowadzona postać i najbardziej logicznie wypracowany schemat myślowy. Ponieważ mężczyźni zabrali jej wszystko – włącznie z marzeniami, wolnością, ukochanymi osobami, aż do godności i własnej wartości, Agata zaczęła nimi gardzić. Autor ukazał, że pod przykrywką idealności kryje się tak naprawdę złamana osoba, która tylko poprzez gnębienie i uzależnienie od siebie drugiej osoby może poczuć się wartościowa. Jest to tragedia osoby, której życie nie szczędziło razów, lecz mimo wszystko ona postanowiła nie poddać się, a walczyć i stać się zupełnie niezależna.
Skoro o Agacie była mowa, to dobry moment, aby poruszyć postać Michała, która według mnie jest dość… dziwna i sprzeczna. Przypuszczam, że autor próbował wykreować go na ofiarę syndromu sztokholmskiego – z tym, że nie do końca udało mu się dobrze ująć tę przypadłość. Michał nienawidzi Agaty za to, co mu zrobiła, nie rozumie jej, uważa ją za swojego wroga i stara się jej za wszelką cenę pozbyć, nie ma tu żadnego cienia sympatii wobec niej. Natomiast kiedy role się odwracają, postanawia się na niej zemścić – nadal nie uważam tego jako wyraz sympatii do niej ani postawienie się na jej miejscu. Michał nie miał nadziei, że Agata się zmieni, nie ufał jej i nawet tak zwane „miodowe miesiące” występujące podczas sytuacji przemocowych nie sprawiały, że zaczynał wierzyć, że wszystko będzie dobrze. A jeśli zaczynał, to bardzo szybko tracił tę nadzieję i nawet nie próbował tłumaczyć swojej żony, jawnie przed sobą nazywał ją potworem. Nadal nie jest dla mnie jasne, co takiego zaszło w jego głowie, że nagle się od niej uzależnił i stwierdził, że jest taki sam, jak ona. Być może autor chciał dobrze, ale mu nie wyszło, nie przekonał mnie do tego, że Michał nagle wpadł w syndrom sztokholmski. Tak samo zakończenie całej trylogii jest według mnie strasznie okrutne i niesprawiedliwe, i niejako gloryfikuje tę toksyczną relację. Podejście Michała i Agaty do całeg związu na zasadzie „hihihi, jesteśmy takie krejzolki” zdecydowanie nie jest odpowiednim odniesieniem do problemu sadyzmu i przemocy domowej. Może gdyby byli nastolatkami i właśnie wypalali skręta za plecami rodziców. Ale nie w sytuacji tak patologicznej. Można to też tłumaczyć, że skoro nikt Michałowi nie uwierzył, że jest bity i poniżany, sytuacja go zmusiła do takiego przystosowania się, ale to nadal nie jest przekonująca przemiana. Ogromnym zarzutem jest dla mnie też fakt, że Michał nie zareagował w żaden sposób na wieść o tym, że Martyna – osoba, z którą wiązał spore nadzieje, z którą łączyła go emocjonalna więź – nie żyje. Ale to nie jest jedyne moje zastrzeżenie do braku jakiegokolwiek ludzkiego odruchu wobec nagłych i trudnych wydarzeń. Ale o tym później.
Dość świeżą bohaterką w serii jest Anita, która pojawia się dopiero w drugiej części trylogii, jako postać drugoplanowa, a staje się pierwszoplanową podczas ostatniej książki. Moim zdaniem miała dość spory potencjał do wykorzystania – Anita ma duży problem z otoczeniem i pragnieniem bycia akceptowaną, panicznie boi się być sama i jest w stanie wybaczyć nawet byłej przyjaciółce zdradę, byleby tylko nie zostać na lodzie zupełnie bez nikogo. Jest to temat, który warto poruszyć – ale zamiast tego fabuła skupia się na jej problemach finansowych oraz poszukiwaniu pracy. Niestety, jest ona wykorzystana w zasadzie tylko po to, żeby jakoś nawiązać, że nazwa „Trylogia Hejterska” to nie jest tak zupełnie bez sensu. Moim zarzutem odnośnie fabuły jest także to, że właściciel mieszkania nie może podnieść czynszu przez swoje „widzimisię” – muszą być ku temu przesłanki, inwestycja, polepszenie warunków mieszkania, ale na pewno nie powód, że „zorientował się, że za mało sobie liczył za mieszkanie”.
Natomiast Ewa jest postacią, która według mnie nie ma żadnego prawa istnieć w świecie rzeczywistym. Ponadto, występuje w trzech książkach, i w każdej części pokazana jest zupełnie inaczej. W pierwszej – jako biedna, zastraszona istota, która nie chce zrobić nic złego, ale musi, bo jest szantażowana. W drugiej – jako depresyjna alkoholiczka, ale też na tyle chora i bezwzględna, aby posunąć się do ostateczności. W trzeciej – jako zapracowana bizneswoman, która powoli zaczyna układać sobie pełne sukcesu życie. Należy nadmienić, że Ewa jest psychoterapeutką, która od dzieciństwa ma zaburzenia obsesyjnko-kompulsywne i w sytuacjach stresowych zaczyna się drapać aż do krwi. W dodatku po tym, jak mąż ją zdradził i zostawił, zaczęła pogrążać się w problemach alkoholowych, upijać się do nieprzytomności, pić w pracy, przychodzić do niej skacowana, nie słuchać pacjentów, stalkować ludzi, popadać w toksyczną relację i wychodzić daleko poza granicę „profesjonalizmu”. Mam wrażenie, że autor nie miał pojęcia, że niełatwo jest zostać psychoterapeutą – że nie wystarczy tylko papierek i oferta pracy. Przed przyjęciem na stanowisko przyszły terapeuta sam musi przejść terapię, aby przekonać się, jak to jest być po tej „drugiej stronie”, i załatwić swoje stare rzeczy z przeszłości. Jeśli jej nie przejdzie, nie będzie miał prawa wykonywać zawodu. Ewa z zaburzeniami obsesyjno-kompulsywnymi nie przeszłaby jej prawie na pewno. A nawet jeśli by jej się udało – podczas pracy co jakiś czas pojawiają się kontrole, i gdyby tylko ktoś wyczuł, że coś jest nie tak, że terapeutka stała się niestabilna emocjonalnie, rozpija się w miejscu pracy, zostałaby odsunięta od zawodu, ponieważ niestabilny terapeuta nie może być dobrą pomocą i oparciem dla niestabilnych ludzi szukających pomocy. Ewa wydaje się osobą, która sama tej pomocy potrzebuje. W dodatku w trzeciej części pokazuje, że jest egoistyczna i pomaga przyjaciółce tylko wtedy, kiedy jej jest to na rękę, ogółem nie interesuje się nią i poza finansową zapomogą, nie ma ochoty na wysłuchiwanie o jej problemach, Anita musi wręcz żebrać o jakąkolwiek uwagę.
Martyna w tym wszystkim wydaje się bohaterką bardzo odległą i ma się na jej temat dość podzielone zdanie – była zdecydowanie kobietą z problemami, w dodatku bezwzględną, wymagającą opieki i leczenia, z drugiej jednak strony – niektóre jej intencje były szczere i dobre.
Nie mogę tutaj nie wspomnieć o tym, że na cztery bohaterki płci żeńskiej, trzy zostały zgwałcone – i dwie wyszły z tego bez większej traumy. Znaczy, oczywiście, popłakały sobie, wzięły prysznic, po czym wyszły na miasto jakby nic się nie stało, nie miały problemów z zaufaniem ani układaniem sobie życia z mężczyznami, absolutnie żadnej refleksji. Mam wrażenie, że autor używał gwałtu jako „symbolu” największego poniżenia kobiety. Albo największej przemocy mężczyzny. Nie jestem pewna, ale w obu wersjach wyszło to bardzo kiepsko i nie najlepiej świadczy to o obu płciach.
Mogę też zarzucić autorowi podążanie schematami. Druga część była bardzo podobna do pierwszej – przewijające się problemy alkoholowe, rozwody, depresja, samotność, stalking, upijanie się w miejscu pracy, doprowadzenie do sytuacji krytycznej. Jakikolwiek bardziej oryginalny pomysł autor „zużył” na Agatę i jej przeszłość – i to trzeba docenić, jest bardzo dopracowana i wiarygodna.
Moss poruszył też zupełnie nowy temat z zakresu przemocy seksualnej, mianowanie zmuszanie młodych kobiet do prostytucji i szantażowanie ich opinią najbliższych osób, iż pokaże im się nagrania z gwałtów i „ciekawe, co pomyślą, kiedy zobaczą, jaka jesteś puszczalska”. Przy okazy nakreśla również, jak często nie wierzy się ofiarom przemocy i stara się tłumaczyć oprawcę – albo śmieje się ofierze prosto w twarz, tłumacząc, że sama sprowokowała, bo zachowała się nie tak, ubrała się nie tak, zgodziła się na coś albo nie umiała się sama obronić. Albo była po prostu ładna i w złym miejscu.
Cała seria ma i plusy, i minusy. Chociaż pierwszą częścią byłam zachwycona, kolejne utwierdzały mnie w przekonaniu, że autor nie ma zbyt wiele więcej do powiedzenia. Jedynie powielał kolejne schematy umieszczone w poprzednich częściach. Nie mogę się też powstrzymać od myśli, że ostatnia część została stworzona strasznie niechlujnie i jeśli korekta w ogóle widziała ten tekst, to wzięła pieniądze za nic, bo bardzo często pojawiają się widoczne błędy językowe. Wręcz zaśmiałam się pod nosem, kiedy w zupełnie poważnej sytuacji przeczytałam „przemyłam twarz zimną głową”. Jakby potraktować to dosłownie, jest to dość upiorna wizja. Niepodważalnym plusem jest fakt, że książkę czyta się szybko, autor nie używa skomplikowanego języka i całą książkę można połknąć w dwa wieczory. Nieczęsto także spotyka się niejasnych i często niezbyt dobrych bohaterów, których losy mimo wszystko chce się śledzić.
Nie chcę zbyt pochopnie stwierdzać, że autor miał pomysł tylko na jedną część, a resztę pisał dla pisania. Na półce w kolejce czeka na mnie kolejna książka Marcela Mossa, tym razem nie zawarta w żadnym cyklu – być może w niej autor zawarł jakiś świeży pomysł, tym bardziej, że zdobyła 10. miejsce w rankingu na książkę roku 2020. Sama lektura zresztą nie była dla mnie męcząca, raczej powodowała westchnięcie, kiedy dostrzegałam sprzeczności w fabule czy kreacji bohaterów.

Garść cytatów:

W dzisiejszym świecie nie liczy się prawda. Liczy się to, kto najgłośniej krzyczy.

Jesteśmy tak przyzwyczajeni do przelewającego się przez internet hejtu, że nikt się nie przejmuje ofiarami agresji. Tymczasem one istnieją. Z zagryzionymi do krwi wargami i przekrwionymi od płaczu oczami godzinami wpatrują się w przepełnione jadem komentarze. A potem się poddają i pozwalają furii przejąć kontrolę nad ich umysłami. Stają się takimi samymi potworami jak ich oprawcy. I pragną tylko jednego. Zemścić się natych, którzy próbowali wgnieść ich w ziemię.

Czasem trzeba kilka razy wymazać przeszłość, by móc ruszyć naprzód.

Nie ma znaczenia, czy obrażamy kogoś w sieci, czy w cztery oczy. Nienawiść jest wszędzie taka sama. I tak samo boli.

A co, jeśli wszyscy ludzie są szaleńcami, tylko niektórzy perfekcyjnie to ukrywają?

Największymi zwycięzcami są ci, którzy triumfują w milczeniu.

sobota, 6 marca 2021

Szeptacz - Alex North

Tytuł: Szeptacz
Tytuł oryginału: The Whisper Man
Autor: Alex North
Wydawnictwo: Muza
Pierwsze wydanie: 2019
Liczba stron: 480
Rodzaj: thriller, kryminał, literatura obyczajowa
W pewnym momencie natrafiłem na lekko pożółkły kawałek papieru. Jedna z krawędzi była poszarpana, więc najprawdopodobniej trzymałem w dłoni kartkę wyrwaną z kołonotatnika. Od razu rozpoznałem charakter pisma Rebekki. To był wiersz, który napisała dawno temu, jeszcze jako nastolatka, o czym świadczył wyblakły atrament. Zacząłem czytać:
Jeśli drzwi nie zamkniesz w porę,
szeptać zacznie ktoś wieczorem.
Jeśli na dwór wyjdziesz sam,
złego pana spotkasz tam.
Jeśli okno uchylisz choć trochę,
pukanie w szybę usłyszysz przed zmrokiem.
Jeśli jesteś sam i miewasz się źle,
pan Szeptacz na pewno odwiedzi cię.

„Szeptacz” to kolejna książka z rodzaju eksperymentów, która zwyczajnie przykuła mój wzrok na półce sklepowej. Postanowiłam zaryzykować i dać się porwać autorowi powieści – i wcale tego nie żałowałam.
Kiedy w pozornie spokojnym i sennym miasteczku ginie Neil Spencer, śledztwo nad sprawą przejmuje nowa pani komisarz, Amanda Beck, zdeterminowana policjantka gotowa poświęcić wszystko, aby tylko odnaleźć chłopca. W śledztwo zostaje wplątany także Pete Willis – starszy policjant, który przed dwudziestu laty znalazł i złapał Szeptacza, mordercę zabijającego swoje ofiary w bardzo szczególny sposób, a prasa nadała mu pseudonim po tym, jak zdobywał zaufanie dzieci, szepcząc wieczorami pod ich oknami. Niestety, wszystko wskazuje na to, że dawna legenda zaczyna odżywać, na dodatek stara sprawa jeszcze nie została zamknięta – wciąż nie zostały odnalezione szczątki ostatniej ofiary Szeptacza, mimo że ten od bardzo dawna siedzi zamknięty za kratkami. I wszystko wskazuje na to, że więzienie wcale go nie ogranicza.
W tym samym czasie do miasteczka przeprowadza się młody pisarz, Tom Kennedy, w nadziei, że zostawi okrutną przeszłość za sobą i po śmierci swojej żony znajdzie wspólny język z synkiem, Jakem – chłopcem o bardzo bujnej wyobraźni, który przez bardzo długie miesiące nie może się pozbyć traumy po odnalezieniu ciała swojej ukochanej mamy u szczytu schodów. Przeprowadzka do nowego domu miała być nowym początkiem. I chociaż Tomowi z początku nie podobał się upiorny dom w kształcie ludzkiej twarzy wybrany przez Jake’a, dla niego rezygnuje z własnych kaprysów i postanawia sprawić choć taki prezent swojemu dziecku. Ich relacja jednak wcale się nie poprawia, a na dodatek po tygodniu wraca problem jego wymyślonej przyjaciółki, która podążyła za nimi ze starego domu. Jakby zmartwień było mało – Jake zaczyna komunikować się także z chłopcem mieszkającym w podłodze, a na dodatek ktoś za jego oknem nocą zaczął do niego szeptać…
Zazwyczaj, kiedy zaczynam czytać książkę, daję autorowi pewien margines szansy, aby po wprowadzeniu w świat, rozkręcił fabułę. Tutaj nie musiałam czekać – Alex North zaskoczył mnie od praktycznie każdego początku, a potem napięcie było tylko większe. Sam wstęp już zasugerował pewną tajemnicę, w której główny bohater wspomina o Panu Nocy, Chłopcu mieszkającym w podłodze, motylach i dziewczynce ubranej w dziwną sukienkę. No i, oczywiście, o Szeptaczu. Same nazwy sugerują baśniowe wręcz wątki, lecz są to tylko pozory – za tymi pięknymi tytułami kryje się rzeczywistość, i w dodatku najczęściej bardzo smutna.
Tak naprawdę w tej książce nie istnieje postać, której bym nie rozumiała. Każda, nawet drugoplanowa, jest prawdziwa, z krwi i kości, nie przekłamana. W dodatku prawie do każdej poczułam nić sympatii, pomimo ich bardzo widocznych wad i często przykrej, może nawet nieprzyjemnej przeszłości pełnej błędów i potknięć, czasem nawet przemocy i nałogów. Każda z postaci miała w powieści swój własny cel, każda była inna w bardzo interesujący sposób – a autor niesamowicie ciekawie przedstawiał ich zmagania się z kolejnymi problemami.
Tak na przykład Amanda zmagała się z ambicją i pragnieniem, aby jak najszybciej dorwać porywacza Neila Spencera. Pete zmagał się z okrutną przeszłością oraz alkoholizmem. Pierwszy raz spotkałam się z opisem osoby, która walczyła wytrwale z nałogiem oraz własnymi demonami, i tę bitwę powoli, sukcesywnie wygrywała. Niesamowite były wahania bohatera, własne przygnębiające myśli, niemożliwość pogodzenia się z samym sobą oraz – przede wszystkim – wybaczenie sobie błędów przeszłości, ciągła myśl i pragnienie, aby sięgnąć po alkohol, i to, jak powoli odnajdywał w sobie siłę, aby nawet nalaną szklankę wódki wylać do spływu i odwrócić się od nałogu. Można było wręcz poczuć jego wysiłek włożony w walkę o samego siebie, i trud, jaki mu towarzyszył w ciągłym pragnieniu, by wrócić do starych nawyków.
Z drugiej strony Tom zmaga się ze straconą miłością oraz rosnącym dystansem dzielącym go od jego syna. Chociaż sam nie miał zbyt dobrych wzorców z rodzinnego domu i nie miał pojęcia, jak zabrać się za wychowanie dziecka, starał się jak mógł. Na szczególną uwagę zasługuje także podkreślenie, że rodzicielstwo nie jest czymś pięknym, łatwym i usłanym różami. Tom bardzo często nie rozumie własnego dziecka, czasami ma go nawet dosyć, ma chęć zostać sam, tęskni za Rebekką, która zawsze umiała dogadać się z Jakem. Jednak wystarczy mu jedna czułość okazana przez syna, aby jego miłość i chęć chronienia go zwyciężyła wszystko. Tom nie jest wcale typem chojraki – wielokrotnie sam się boi, lecz wspina się na szczyty odwagi dla swojego dziecka.
Jake natomiast jest chłopcem uczęszczającym do szkoły podstawowej, o bardzo bujnej wyobraźni i zamiłowaniu do rysowania. Zawsze lepiej dogadywał się ze swoją mamą, lecz pewnego dnia znalazł ją martwą u szczytu schodów. Od tamtego czasu bał się schodzić i wchodzić na piętro – Tom musiał go przenosić, aby tylko mógł dotrzeć do swojej sypialni. Jest bardzo wrażliwym chłopcem zmagającym się z samotnością. Towarzyszy mu jego wymyślona przyjaciółka, oraz Teczka z Bardzo Ważnymi Rzeczami, z którą nie rozstaje się ani na krok po śmierci mamy. Warta uwagi jest scena, w której Jake przełamuje swoją traumę dotyczącą schodów – w której zaczyna rozumieć, że tak naprawdę nie ma się czego bać, szczerze mnie poruszyła.
Jestem zauroczona tą powieścią i żałuję, że jest to skończona historia. Autor bardzo ładnie pogrywał sobie z czytelnikiem, na początku sugerując wątki paranormalne w domu i życiu chłopca, później stopniowo je wykluczając, aby na sam koniec z powrotem zasiać ziarno niepewności, czy to aby nie było tak, jak myślało się na początku. Idealnie pasuje to do przewijającego się kilkakrotnie motywu „Wszystko kończy się tam, gdzie się zaczęło”. Moim zdaniem jest to powieść prowadząca idealny balans między wątkiem kryminalnym a obyczajowym – ani jedno, ani drugie się nudzi, żadne nie jest przedobrzone ani przesycone.
A ja natomiast jestem pewna, że z ogromną chęcią sięgnę po drugą książkę autora, „W cieniu zła”.
Szczerze polecam „Szeptacza” każdemu, kto ceni sobie dobrą historię wraz z dobrze rozwiniętymi postaciami, ich problemami i więziami. Zagadka do końca trzyma w niepewności i chociaż kilka razy myślałam, że już wiem, co może być dalej – autor zaskakiwał mnie aż do samego końca.

Rubryka z Bardzo Ciekawymi Cytatami:

Ręce próżniaka kuszą diabła. Bezczynność prowadzi do złego.

Kiedy bardzo o coś zabiegasz, najbardziej wkurzający jest ktoś, kto z łatwością mógłby to mieć, lecz z jakiegoś powodu wcale nie chce.

Nie każdy, kto zachowuje się jak twój przyjaciel, naprawdę nim jest.

Czasami bitwy mają więcej sensu, kiedy ogląda się je z lotu ptaka.

Wszystko zawsze kończy się tam, gdzie się zaczęło.

To zadziwiające, jak szybko życie wraca do normy, jeśli zaistnieje taka konieczność.

Im większy hałas, tym łatwiej wślizgnąć się gdzieś niepostrzeżenie.

(...) najważniejsze elementy ludzkiego życia, czyli emocje, charakter i osobiste doświadczenia, stają się jeszcze bardziej wyjątkowe, kiedy ich zabraknie.

Widok szkieletu był tak niecodziennym doświadczeniem, że na początku patrzyło się na kości bez emocji. Jednak po chwili docierało do widza z niezwykłą jasnością, że śmierć zabierze nas wszystkich i już po stosunkowo krótkim czasie zostanie tylko kupka prochu i trochę przedmiotów, porzuconych tam, gdzie je zostawiliśmy.

Gdyby każdy mógł zobaczyć Boga, czy ludziom chciałoby się chodzić do kościoła?

Z piekła można było się wydostać wieloma ścieżkami, a znakomita ich większość prowadziła w górę.

Po utracie dziecka zostawała tylko niewyobrażalna pustka.

(…) życie zwyczajnie toczy się dalej. Ale nic w tym dziwnego. Zauważa się to jednak dopiero wtedy, gdy coś się posypie.
Szablon wykonany przez drama queen. Obsługiwane przez usługę Blogger.